Kielczanin, świadek historii, Ignacy Kurczyński świętuje 99 urodziny

Pan Ignacy Kurczyński w czasie wojny był więźniem dwóch niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych w Gross-Rosen i w Leitmeritz. Uratowany przez Czerwony Krzyż wrócił do rodzinnego domu. Teraz chętnie spotyka się z młodzieżą, by opowiadać swoją historię. Co roku bierze udział w uroczystościach upamiętniających ofiary II wojny światowej w muzeum Gross-Rosen. W środę życzenia zdrowia, spokoju i radości przekazała panu Ignacemu Kurczyńskiemu prezydentka Kielc Agata Wojda.

Swoje 99. urodziny pan Ignacy świętował w gronie rodziny i przyjaciół w Świętokrzyskim Salonie Numizmatycznym przy ul. Warszawskiej 2, który założył w 1990 r.

- Najbardziej chciałam przyjść i Pana uściskać, jeżeli mogę. Zasługuje Pan na cały ogrom serdeczności. Jest mi niezwykle miło widzieć Pana w dobrym zdrowiu. Cieszę się, że mamy takiego wspaniałego sąsiada – powiedziała prezydentka Kielc Agata Wojda składając życzenia jubilatowi.

- Rodzina i znajomi trzymają mnie przy życiu – mówił pan Ignacy Kurczyński, który zaprosił prezydentkę Kielc na urodziny za rok. Obiecał także, że wspólnie zatańczą. Na pamiątkę przekazał Agacie Wojdzie spisane wspomnienia z okresu II wojny światowej z cytatem: „aby pamięć o okrucieństwie (…) nigdy nie umarła”.

Ignacy Kurczyński urodził się 31 lipca 1925 r. w Woli Kopcowej. Jego rodzice mieszkali w Kielcach przy ul. Wiejskiej. Ojciec miał tam zakład/fabrykę produkcji butów. Z czasem Ignacy pomagał ojcu w pracy.

We wrześniu 1944 w wieku 19 lat został zatrzymany podczas tzw. ogólnej łapanki. Trafił do pracy w Niemczech. Uciekł stamtąd i dotarł do Wrocławia, gdzie został zatrzymany przez żołnierzy niemieckich, a następnie wywieziony do niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen w Rogoźnicy, a następnie do obozu Leitmeritz.

„23 kwietnia 1945 roku, zaraz po porannym apelu uszeregowano nas w pięcioosobowe grupy i pognano na dworzec kolejowy w Litomierzycach. Miałem wówczas bardzo spuchniętą stopę, cierpiałem na ropowicę i z bólu nie byłem w stanie się poruszać” – tak ostatni transport donikąd opisuje pan Ignacy Kurczyński. Po kilku dniach drogi przyszli mu z pomocą lekarze i sanitariuszki z czechosłowackiego Czerwonego Krzyża, którzy opatrzyli jego rany.

„Dwóch mężczyzn wzięło mnie oraz kolegę leżącego obok na ręce i tak zaniesiono nas do środka budynku. Idąc po schodach, mężczyzna, który mnie niósł wskazał na mnie i powiedział po czesku swojemu koledze: ten będzie pierwszy z tego transportu, który umrze dzisiejszej nocy. Wtedy pomyślałem: Teraz, gdy już odzyskałem wolność, mam umrzeć?” – wspomina pan Ignacy Kurczyński.

Przeżył. Wrócił do rodzinnego domu, do bliskich.

- Dwa lata po wojnie siedziałem i nic nie robiłem, nic mnie nie interesowało. Pewnego dnia przyszedł do mnie mój szwagier i powiedział: „jak będzie tak siedział to zgłupiejesz do reszty”. Nie było to przyjemne, ale miał rację. Pomógł mi otworzyć firmę. Wtedy odżyłem – opowiadał nam pan Ignacy Kurczyński.

Po wojnie pan Ignacy założył w Kielcach, przy ul Warszawskiej i Zagnańskiej, sklepy budowlane. W latach 50. pracował w Miejskim Przedsiębiorstwie Robót Budowlanych jako kierownik zaopatrzenia. Potem założył w okolicach Rynku sklep z obuwiem i artykułami szewskimi. W 1990 roku, realizując swoje zainteresowania, założył przy ul. Warszawskiej 2 Świętokrzyski Salon Numizmatyczny. Do dziś codziennie odwiedza to miejsce spotkań kolekcjonerów i ludzi z pasją. Ożenił się, ma trzy córki Marię, Krystynę, Irenę i syna Jerzego.

- I tak 99 lat dzisiaj mija – powiedział pan Ignacy.

Co roku, na początku września uczestniczy w uroczystościach upamiętniających ofiary II wojny światowej i niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen we Wrocławiu. Wybiera się także w tym roku.

Pan Ignacy Kurczyński chętnie odwiedza kieleckie i świętokrzyskie szkoły, gdzie podczas żywych lekcji historii opowiada młodzieży o trudnych czasach wojny i swoich przeżyciach.

- Długo byliśmy nieświadomi tego co przeżył tata. Zaczął opowiadać o tym bardzo późno, 20 lat temu. Mimo wszystko był i jest bardzo pogodny. Rodzice byli zgodnym małżeństwem. Zawsze z nich biorę przykład. Tata zawsze starał się wszystkich zjednać ze sobą, nie tylko bliską rodzinę, ale też tę dalszą. Do dzisiaj to on przekazuje nam mnóstwo energii i optymizmu – opowiedziała nam pani Irena Osuch, najmłodsza córka pana Ignacego.

Powrót na początek strony